Świat przyszłości w którym ludzie żyją w podzielonym na 12
dystryktów kraju, w którym jeden jest biedniejszy od kolejnego. Raz w roku organizowane są tu tzw. „Głodowe
igrzyska” do których wybierane są po dwie osoby z każdego dystryktu -
chłopiec i dziewczyna - którzy na
arenie będą walczyć o przetrwanie.
Igrzyska organizuje prezydent Snow, by pokazać, że Kapitol to władza
której trzeba się podporządkować. To również pewnego rodzaju kara za to, że 70
lat wcześniej 13-sty dystrykt wypowiedział wojnę , przez co został zmieciony z
powierzchni ziemi. To nauczka na przyszłość dzięki której prezydent sieje
strach wśród ludu i trzyma go w ryzach. Główną bohaterkę Katniss Everdeen poznajemy
w dniu otwarcia 75 Głodowych Igrzysk. To młoda dziewczyna, która po śmierci
ojca w katastrofie kopalni zajęła się utrzymaniem rodziny – matki i młodszej
siostry. To ona występuje po dodatkowe racje żywnościowe zdając sobie sprawę z
konsekwencji jakie ta decyzja niesie, mianowicie zwielokrotnioną możliwością
wybrania Jej jako reprezentanta swojego dystryktu na Igrzyskach. To ona wymyka
się do lasu na polowanie by wspomóc rodzinę i to ona w końcu zastępuję swoją
siostrę Prim na rzeczonych Igrzyskach. Nad życie kocha swoją młodszą siostrę i
zrobi wszystko, by uchronić Ją przed wszelkim złem jaki los może Jej zgotować. Trafia tam razem z Peetą Mellarkiem –
chłopakiem który niegdyś uratował Jej życie, a który jest w Kat zakochany. To
syn piekarza, mający smykałkę do prac plastycznych, która pewnego dnia może
ocalić Mu życie. Co jednak z Galem , najlepszym przyjacielem głównej bohaterki
którego zostawiła w domu? Chłopakiem chodzącym własnymi ścieżkami tak jak Kat, Jej
towarzyszem podczas polowań i powiernikiem, któremu również nie jest obojętna?
Co czuje Katniss i jak wybrnie z igrzysk? Zginie Ona, czy może Peeta z którym
łączą Ją coraz bliższe więzi? Jak odnaleźć się na arenie, na której każdy tylko
czeka by Cię dopaść i zabić, a Ty nawet nie masz się czym bronić? Jak poradzić
sobie w dzikiej głuszy, gdy brakuje Ci nie tylko broni do odparowania ataku,
ale także tak podstawowych rzeczy jak jedzenie, leki, czy nawet świeża woda, a
każdy kolejny skrawek terenu może być najeżony pułapkami pozostawionymi tu przez
organizatorów? Jak strzelić z łuku do kogoś, kogo się zna i lubi? I jak przeżyć
śmierć takiej osoby? Nasza bohaterka musi odnaleźć się w tych i wielu innych
trudnych sytuacjach których doświadcza, a jest Jej tym trudniej, że jest
urodzoną buntowniczką, której trudno komukolwiek się podporządkować. Czego
możemy spodziewać się na arenie? Tak naprawdę wszystkiego, trującego gazu,
szalonych zwierząt, trzęsień ziemi – nigdy nie wiadomo co organizatorom w danej
chwili przyjdzie do głowy. Akcja pędzi na łeb na szyję do tego stopnia, że
oddech możemy choć trochę złapać, gdy przechodzimy do kolejnego rozdziału, ale
i to nie do końca, bo każdy kończy się tak, że chce się czytać następny i
następny, aż do końca książki. A co nas czeka na samym końcu? Nic nie zdradzę,
powiem tylko że sytuacja zagęszcza się na tyle, że nikt nie będzie już
bezpieczny.
Czytałam tę książkę w tempie ekspresowym, mimo, że
wzbraniałam się przed nią, tak jak swego czasu przed „Zmierzchem” Meyer - znowu
z powodu rozgłosu jaki ze sobą niosła. Teraz jednak tego nie żałuję. Wciągnęła
mnie do tego stopnia, że trzeci tom pt. „Kosogłos” musiałam sobie autentycznie
dawkować, żeby przyjemność z czytania trwała dłużej, i bym nie musiała jeszcze
rozstawać się z bohaterami tej historii. Pomysł na fabułę moim zdaniem
genialny, a akcja wręcz pędzi na łeb na szyję nie zważając na to, że czytelnik
jeszcze nie wyszedł z szoku po ostatnich wydarzeniach, a już próbuje odnaleźć
się w nowej sytuacji. Chylę więc czoła przed panią Collins. Bohaterowie nie są
jakoś bardzo skomplikowani, ale tak tajemniczy i zmienni, że w pewnym momencie
sami nie wiemy – to wróg, czy przyjaciel? Przyznaję jednak, że czytało mi się
ją świetnie i szczerze żałuję, że to już koniec historii. Żałuję też jeszcze
jednego - że nie zakończyła się po mojej
myśli, choć może z drugiej strony to lepiej patrząc na rozterki jakie miałam
odnośnie bohaterów? Czytałam tę trylogię
z taką samą frajdą jak sagę „Zmierzch” i nie wątpię, że będę do niej wracała,
zwłaszcza, że zakończenie sprawiło, iż nieźle się popłakałam, a to nie zdarza
mi się ostatnio zbyt często podczas lektury. Za każdym razem, gdy musiałam
przerwać czytanie z jakiegoś powodu, nie potrafiłam przestać o niej myśleć,
ciągle zastanawiałam się co się dzieje z bohaterami, jak wybrną z danej
sytuacji, lub miałam wręcz ochotę do nich dołączyć i powiedzieć jakie
niebezpieczeństwo na nich czyha. Ale nie mogłam. A teraz siedzę lekko otępiała
po zakończeniu trylogii i próbuję odnaleźć się w rzeczywistości ciągle myśląc o
Katniss, Peecie i tym co przeżyli i jak bardzo ich te doświadczenia zmieniły…